środa, 12 marca 2014
środa, 26 lutego 2014
41.26 światy równoległe
myślałam na początku, że są dwa
dom i praca
ale one się rozmnożyły albo po prostu moja świadomość wyłowiła je z odmętów
jest dom w ogóle
dzieci
i tu trzy światy, nie wiem, który bardziej zajmuje
Pierworodna na krańcu świata, na szczęście internet sprawia, że czuję, że mam ją blisko
[- jutro zwiedzamy Katmandu - pisze - a pojutrze chcemy jechać do Pokhary (gdzie to qrwa jest??!!!) na dwa dni
- a jak hotel? - pytam, bo w ostatnim szczur biegał po recepcji, a tu nawet wifi jest w pokoju
- dziś 200 rupii nepalskich za osobę, czyli jakieś 6 zł]
Gajowa zbuntowana, wie najlepiej ile się uczyć i że nie trzeba trenować zadań na test szóstoklasisty i że ona nie jest jak Pierworodna przecież, da radę i już!
Filon chcem, ale nie mogem, czyli jak poradzić sobie z kolegą, ze starszej klasy, który mówi, że jest najlepszy we wszystkim, wkurza Fila, kopnął go, Fila, w czułe miejsce, a ten nie był mu dłużny i oddał, przy czym - nieprzypadkowo
[- tata, przecież nie można przypadkiem komuś rozerwać koszulki]
podarł koszulkę..
dom to jeszcze przecież Mawżonek, naciągacz na bieganie, trener osobisty, który biegnie na mój czas, marudzi całą drogę, żeby się nie poddawać, za którego przykładem negocjowałam dziś w ortopedą
[- mogę jutro pobiegać, skoro mnie nie boli? - pytam z najpiękniejszym uśmiechem
- nie, za 10 dni
- aż tyle?? ja ósmego marca mam znowu bieg na piętnaście kilometrów!
- to chociaż sześć
- nie no, nie dam rady tyle czekać..
- pięć - to moje ostatnie słowo!
i tak skończyły się negocjacje...]
to moje fotki i nauka jak je robić lepiej
to moje książki, teraz wilk z wall street na przykład
to dalsza rodzina
to praca, też taka niejednorodna...
w każdym świecie mam inną rolę, czy to ciągle ja?
dom i praca
ale one się rozmnożyły albo po prostu moja świadomość wyłowiła je z odmętów
jest dom w ogóle
dzieci
i tu trzy światy, nie wiem, który bardziej zajmuje
Pierworodna na krańcu świata, na szczęście internet sprawia, że czuję, że mam ją blisko
[- jutro zwiedzamy Katmandu - pisze - a pojutrze chcemy jechać do Pokhary (gdzie to qrwa jest??!!!) na dwa dni
- a jak hotel? - pytam, bo w ostatnim szczur biegał po recepcji, a tu nawet wifi jest w pokoju
- dziś 200 rupii nepalskich za osobę, czyli jakieś 6 zł]
Gajowa zbuntowana, wie najlepiej ile się uczyć i że nie trzeba trenować zadań na test szóstoklasisty i że ona nie jest jak Pierworodna przecież, da radę i już!
Filon chcem, ale nie mogem, czyli jak poradzić sobie z kolegą, ze starszej klasy, który mówi, że jest najlepszy we wszystkim, wkurza Fila, kopnął go, Fila, w czułe miejsce, a ten nie był mu dłużny i oddał, przy czym - nieprzypadkowo
[- tata, przecież nie można przypadkiem komuś rozerwać koszulki]
podarł koszulkę..
dom to jeszcze przecież Mawżonek, naciągacz na bieganie, trener osobisty, który biegnie na mój czas, marudzi całą drogę, żeby się nie poddawać, za którego przykładem negocjowałam dziś w ortopedą
[- mogę jutro pobiegać, skoro mnie nie boli? - pytam z najpiękniejszym uśmiechem
- nie, za 10 dni
- aż tyle?? ja ósmego marca mam znowu bieg na piętnaście kilometrów!
- to chociaż sześć
- nie no, nie dam rady tyle czekać..
- pięć - to moje ostatnie słowo!
i tak skończyły się negocjacje...]
to moje fotki i nauka jak je robić lepiej
to moje książki, teraz wilk z wall street na przykład
to dalsza rodzina
to praca, też taka niejednorodna...
w każdym świecie mam inną rolę, czy to ciągle ja?
środa, 19 lutego 2014
41.25 Pierworodna znów w podróży - strach się bać
tym razem w celach całkowicie turystycznych.
wyleciały dziś rano, nie mogłam spać, w Kijowie zawierucha...
http://wejustgoahead.blogspot.com/
mam nadzieję, że lecą dalej, trzeba myśleć pozytywnie!
wyleciały dziś rano, nie mogłam spać, w Kijowie zawierucha...
http://wejustgoahead.blogspot.com/
mam nadzieję, że lecą dalej, trzeba myśleć pozytywnie!
niedziela, 2 lutego 2014
41.24 dzień świstaka, po raz dwudziesty trzeci
...w sensie, że nie ulega zmianie nasz stan, małżeński.
jesteśmy co roku my dwoje, ale wokół nas dzieje się tyle innych spraw, różni ludzie pojawiają się i odchodzą.
a my co roku oglądamy zwierzaka, co po długości cienia ma wyznaczać trwanie zimy...:-)
jesteśmy co roku my dwoje, ale wokół nas dzieje się tyle innych spraw, różni ludzie pojawiają się i odchodzą.
a my co roku oglądamy zwierzaka, co po długości cienia ma wyznaczać trwanie zimy...:-)
wtorek, 28 stycznia 2014
41.23 moja lewa stopa
chodzi i mruczy Mawżonek
- moja głupia stopa....!
w niedzielę już tak nie wiało,ciepło było, jak mówi Mawżonek, minus osiem albo minus dziewięć, ale fatalnie ślisko.
lewym półdupkiem zaliczyłam glebę po ok. 50 metrach, za pierwszym zakrętem.
Mawżonek dreptał za mną wolniej i widział tylko jak wstaję.
to ja wolniej też.
i tak cztery km. dobiegliśmy do końca zabudowań i polna droga okazała się lodowiskiem.
zawróciłam wściekła jak pies, uparty Mawżonek pobiegł dalej.
na szóstym km zaliczyłam glebę po raz drugi, tym razem poleciałam na ręce i lewe kolano.
wrr...
w linii prostej do domu miałam w sumie 8 km, mało trochę, pomyślałam, nie mogłam w oczach Mawżonka zostać mięczakiem, zawzięłam się i pobiegłam dalej asfaltem...
wracałam już, gdy zadzwonił Mawżonek, bo dotarł do domu, a mnie jeszcze nie było.
okazało się, że przebiegłam 13 kilosów, a On tylko 10 :-)
najgorsze wyszło wczoraj - Mawżonkowa lewa stopa zaprotestowała...i to tak skutecznie, że wieczorem wylądowaliśmy u ortopedy...i zakaz biegania na 3-4 tygodnie...
będę musiała radzić sobie sama:-) na szczęście Mawżonek zamówił nakładki na buty i jeśli świat się nie rozmrozi, to i tak będę mogła biegać!
a jeszcze tydzień temu las był taki zielony...
- moja głupia stopa....!
w niedzielę już tak nie wiało,ciepło było, jak mówi Mawżonek, minus osiem albo minus dziewięć, ale fatalnie ślisko.
lewym półdupkiem zaliczyłam glebę po ok. 50 metrach, za pierwszym zakrętem.
Mawżonek dreptał za mną wolniej i widział tylko jak wstaję.
to ja wolniej też.
i tak cztery km. dobiegliśmy do końca zabudowań i polna droga okazała się lodowiskiem.
zawróciłam wściekła jak pies, uparty Mawżonek pobiegł dalej.
na szóstym km zaliczyłam glebę po raz drugi, tym razem poleciałam na ręce i lewe kolano.
wrr...
w linii prostej do domu miałam w sumie 8 km, mało trochę, pomyślałam, nie mogłam w oczach Mawżonka zostać mięczakiem, zawzięłam się i pobiegłam dalej asfaltem...
wracałam już, gdy zadzwonił Mawżonek, bo dotarł do domu, a mnie jeszcze nie było.
okazało się, że przebiegłam 13 kilosów, a On tylko 10 :-)
najgorsze wyszło wczoraj - Mawżonkowa lewa stopa zaprotestowała...i to tak skutecznie, że wieczorem wylądowaliśmy u ortopedy...i zakaz biegania na 3-4 tygodnie...
będę musiała radzić sobie sama:-) na szczęście Mawżonek zamówił nakładki na buty i jeśli świat się nie rozmrozi, to i tak będę mogła biegać!
a jeszcze tydzień temu las był taki zielony...
poniedziałek, 6 stycznia 2014
niedziela, 5 stycznia 2014
Subskrybuj:
Posty (Atom)