odkryliśmy z Mawżonkiem, jeszcze latową porą, taką małą restaurację, rodzinną, z kuchnią o smaku irlandzkim
raz na miesiąc można tam uraczyć się specyjałami morza
ja, że tak powiem, za jedzonkiem z wody nie przepadam, w zasadzie nie jadam, aczkolwiek zauważam powolnie zmiany w tym temacie...
w poniedziałek jednak, nie czułam się jeszcze gotowa na taki zestaw dla siebie - podbierałam Mawżonkowi w małych ilościach, z menu jak następuje:
raz na miesiąc można tam uraczyć się specyjałami morza
ja, że tak powiem, za jedzonkiem z wody nie przepadam, w zasadzie nie jadam, aczkolwiek zauważam powolnie zmiany w tym temacie...
w poniedziałek jednak, nie czułam się jeszcze gotowa na taki zestaw dla siebie - podbierałam Mawżonkowi w małych ilościach, z menu jak następuje:
przegrzebki z karmelizowanym puree z jabłek i solirodem
mięso z kraba atlantyckiego z creme fraishe i musztardą francuską i galaretka z ogórka i koperku
atlantycki łupaczz kruszonką ziołowo-parmezanową i sosem z białego wina
niezapowiedziana niespodzianka - pikantna zupka
jak dla mnie bardzo ostra, ale swój smaczek miała:-)
i co z niej zostało...
krewetki w czosnku, chili i soli
czerwony Gurnard z francuskim pallette i puree z zielonej pietruszki
płaszczka obsmażana na kości z kapustą karmelizowaną i sosem holenderskim
jedyna dla mnie potrawa, której musiałam się oprzeć:-(
CAŁA RESZTA...PALCE LIZAĆ!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz