środa, 7 sierpnia 2013

41.7 domek nad jeziorem

Gajowa na obóz zabrała jedną parę majtek. na cztery dni. dała radę...
na robinsonie też (czyli 24h w lesie, że niby) musiały zbudować szałas, do jedzenia miały tylko (!) suchy chleb i wodę.
a jak dostała krzyż harcerski to się popłakała ze wzruszenia...
teraz jest w Toruniu, z całą wuchtą harcerzy. bez łączności z nami (telefon leży w domu, tak kazali). przy pakowaniu mnie nie było, Mawżonek stwierdził, że nie będzie sprawdzał czy wzięła gatki itp....
za tydzień powrót i wszystko się wyda.....
mamy plan, żeby z Pierworodną zobaczyć się!
za dwa tygodnie, w Wernemunde!
spotkamy się, obejrzymy statek, uzgodnimy, co dalej.
bo Pierworodna nie ma już sił.
te całe dziesięć godzin pracy codziennie to dużo. i potem ta mała kajutka. i brak wyjścia codziennie na powietrze...
i chce na studia!
a Filonek w zasadzie mieszka nad jeziorem. a to z babcią, a to teraz z tatą...prawie pływa, z maską robi obroty w przód, w tył, nurkuje...
- jeszcze tylko trzy tygodnie - mówię w niedzielę - właściwie koniec wakacji, szkoła
- łeee. - westchnął prawie Pierwszoklasista - a będę mógł tu przez ten czas być? proszę, proszę...
i tak mój niechciany domek nad jeziorem jest w tym roku największą atrakcją wakacji...
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz