poniedziałek, 7 stycznia 2013

40.22 za chwilę będę monotematyczna

bo 
takim całkiem w zasadzie ponurym porankiem jechałam do pracy, po rozstaniu z Filonem w przedszkolu, jechałyśmy sobie z Gajową mroczną uliczką: dostawca sklepowy wstawiał do ciężarówki puste plastikowe opakowania, samochody wymijały się wokół niego w zwolnionym tempie, ludziska owijając się szalikami maszerowały po chodnikach wokół drogi.
- nic się nie dzieje - pomyślałam - jak w takim amerykanckim filmie sensacyjnym - niby nic, szara rzeczywistość, a tu nagle łup! spada jakiś meteoryt albo UFO z trzaskiem rozwala okoliczne domki. a u nas nic - nuda, jak w polskim filmie....   
w tak pięknych okolicznościach myśli dotarłam do skrzyżowania,  zapaliło się czerwone, więc posłusznie wcisnęłam stop. 
z lewej strony na przejście wszedł był przechodzień. 
kiedy był już prawie w połowie przejścia, z prawej strony nadjechała piękna insygnia, z prędkością w zasadzie nie do przyjęcia - gwałtownie wjechała na przejście i lewym błotnikiem zahaczyła przechodzącego! ten - wykonując prawie baletowe podrygi uskoczył i szczęśliwie dotarł na drugą stronę jezdni.
insygnia zwolniła - miałam okazję nawet przeczytać rejestrację, która - w odróżnieniu od standardów - zamiast numerów miała wpisną nazwę.    
zwolniła, ale nie zatrzymała się.
zaskoczony przechodzień odwócił się stojąc bezpiecznie po drugiej stronie drogi. popatrzył za oddalającym się autem ...i poszedł w swoją stronę.

bardzo nieładnie, panno insygnio, bardzo nieładnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz