poniedziałek, 18 lutego 2013

40.30 sen proroczy albo przypadek

że tak mi się wyśniło.
bo w tym moim śnie to był pogrzeb, nie mój,  ani kogoś z rodziny. jak wróciłam z niego,  z tego pogrzebu, do domu rodziców akurat, odwiedził mnie kolega z pracy.
i nic.
rano jak codzień, wstawać, szybciej, pijcie wodę w octem, śniadanie, dalej, dalej...
jakieś dwie minuty przed parkowaniem pod przedszkolem telefon.
- witam...ja dzisiaj nie mogę przyjść do pracy - pracownica zadzwoniła, od tego kolegi co mi się wyśnił - ...tragedia mi się stała...mój mąż umarł...
szlag by to....!
przypadek. po prostu. bo co innego??

PS. Pierworodna pomimo sercowej zawieruchy zaliczyła kolejny semestr:-) dumna  z Niej jestem, a co. Mawżonek też...
PS2. a na foto session - portrety:-)
ale nuda...mamo długo jeszcze???.....
- a kiedy pójdziemy do fryzjera mamo? - pyta Filon - te włosy tak mnie DRĘCZĄ...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz